Myślę, że najlepszym sposobem na podejmowanie dialogu jest rozmawianie o trudnych sprawach. Wraz z naszymi członkami WL4 organizujemy wystawy. Wspólnie z mężem i córką stworzyliśmy otwarty projekt artystyczny. Określamy temat-hasło, wpisujące się w aktualne wydarzenia, dyskusje czy obawy społeczne. Następnie wspólnie z artystami biorącymi udział w projekcie nadajemy formę naszej koncepcji, szukając różnych rozwiązań. Zapraszamy artystów z Gdańska i innych polskich ośrodków jak i z zagranicy. Z uwagi na to, że mój mąż pracuje za granicą, mamy dostęp do francuskich i niemieckich artystów. W tym roku udało się nam ściągnąć artystę z Chin. W naszym projekcie każdy ma prawo wypowiedzi na ten temat na swój sposób. Nie cenzuruję tego. Na ogół są to tematy związane z płciowością, rolą kobiety i mężczyzny. Najważniejsze jest to, że potem do naszej przestrzeni WL4 są otwarte drzwi, również pracownie są dostępne dla publiczności.
W okresie letnim spotykam się z duża ilością turystów spacerujących po terenach po dawnej stoczni. Rozmową zachęcam ich do wejścia, przy każdej pracy znajduje się opis co jest bardzo doceniane. Tak jak ja również pozostali członkowie stowarzyszenia jesteśmy dostępni, żeby porozmawiać, podjąć bardzo trudne czasem tematy. Osoby są z bardzo różnej skali wiekowej. Bo są i dzieci i osoby starsze. Zdarzyło mi się mieć na wystawie „Ona. Terytoria”, czyli bardzo mocno feminizującym projekcie, grupę kibiców. No i przyszli. Przyznam się, że z lekkim strachem wpuszczałam ich do budynku, bo wiedziałam, jakie w środku są prace. Po tym, jak opowiedziałam im o tym, co mogą zobaczyć – były w różny sposób zaangażowane prace, temat kobiet, nasze problemy jako kobiety – wychodząc stwierdzili, że muszą przeprosić swoje żony. To było niesamowite doświadczenie.
Spędzam wiele godzin, przyjmując i oprowadzając ludzi. Potrafimy mieć w okresie letnim 1600 osób w jeden dzień. Nie ze wszystkimi mogę porozmawiać, ale widzę, jak ta grupka się powiększa. Jak potem ludzie pozostają, przychodzą, czytają, jak zagłębiają się w teksty. Staram się i zawsze proszę artystów, aby oprócz udostępnionego dzieła i krótkiej notki o sobie, napisali również dlaczego to dzieło powstało, jaką ma genezę i przesłanie. Z tego powodu staram się dobierać artystów, którzy zawsze próbują podjąć dyskusję z widzem. Później to ich dzieło i ja dyskutujemy z ludźmi. I naprawdę odbiór jest niesamowity. Myślę, że niejedno muzeum może się pochwalić taką liczbą zwiedzających. Tym bardziej, że my działamy społecznie.
Więc nie ma biletowania. Owszem jest tam jakaś skarbonka od niedawna, co ułatwia nam funkcjonowanie np. naprawa przeciekającego dachu lub inne pojawiające się wydatki. Jednak to wszystko jest dobrowolne. Dokładnie na takiej zasadzie, jak idzie się do kościoła, a to jest taka kaplica dla sztuki. I to takiej podejmującej różne tematy.
Wiem, że w Polsce to może dziwnie brzmi ten wyraz, ale we Francji jest bardzo ładnie tłumaczony. Amator to jest ktoś, kto jest miłośnikiem, pasjonatem. W naszych przestrzeniach spotyka się sztuka artystów zawodowych, tych z dyplomami, ze sztuką szeroko pojętą. Sztuką miłośników. Bo jak zachęcić ludzi do tego, żeby nas chcieli słuchać i rozumieć. Oni po prostu muszą to poznać i polubić. Bo boimy się tego, czego nie znamy. Bardzo często mam taki komentarz: „Eee… Taką kreskę to mój dzieciak też zrobi”. Ale jak zaczynam mówić, dlaczego artysta postawił tę kreskę i co ta kreska dla niego oznacza, i co on tą kreską mówi, to wtedy zaczynają się zastanawiać. Postawić kreskę to nie jest problem, zadać pytanie i na nie odpowiedzieć kreską, to jest właśnie sukces.
Wszyscy mówimy o tym, że komunikacja jest najważniejsza, że należy się znaleźć. Myślę, że tu pojawia się pytanie – Czy nie powinniśmy pomyśleć o stworzeniu takiego specjalnego miejsca? We Francji istnieje coś takiego jak domy stowarzyszeń. Takie domy mieszczą się w różnych miastach. Tam każde stowarzyszenie ma swoje miejsce i swój punk kontaktowy. Ale to nie musi być budynek, to może być wirtualna przestrzeń. Może się pojawić na stronie Urzędu Miejskiego czy województwa. Bo ja na przykład, jak pracuję nad jakimś tematem, to się zastanawiam: z kim się skomunikować, z kim spotkać, gdzie i jak zbliżyć się do poruszonego problemu.
Przykładowo, pracuję w temacie przemocy względem kobiet. Wówczas szukam stowarzyszeń w internecie. Bo my się wszyscy nie znamy.
Na to spotkanie przyjechałam specjalnie z Francji, bo działam pomiędzy Orleanem, a Gdańskiem. Wiedziałam, że spotkam się tutaj ze społecznikami i będę mogła się podpytać: Czy mogę coś z wami wspólnie zrobić? Czy od was mogę dostać jakąś informację? Czy to mi się przyda? Co ja mogę wam zaproponować?
Poza społecznikami są też stowarzyszenia, które mogą działać w innych obszarach, niektóre z nich są bardziej naukowe.
We Francji istnieje też cos takiego jak dzień stowarzyszeń. Jest to czas, w trakcie wrześniowego weekendu, kiedy można poznać i zapisać się do różnych stowarzyszeń. Istotnym jest również samo spotkanie się ludzi, wspólne rozmowy czy samo zamanifestowanie swojego istnienia i obszaru działań. Ulice centrum miasta są wypełnione przechodniami i prezentacjami różnych stowarzyszeń. Każde z nich ma swój własny stand i opowiada o sobie, swoim dorobku i planach. Trochę jak tu obecnie na naszym spotkaniu. Tylko my jesteśmy w mikroskali.
Tam to jest święto, na które wszyscy czekają. Bo chcemy gdzieś zapisać dzieci na zajęcia, mamy jakiś obszar kompetencji, którym chcemy się podzielić lub poznać. Spotykamy się dokładnie tam i wybieramy sobie: szermierkę, jazdę konną, grupy historyczne, prawnicze, językowe.
Każde stowarzyszenie, nawet najmniejsze, ma swój stand i może o sobie opowiedzieć. Może to być szkoła języka polskiego działająca we Francji, czy też stowarzyszenie ukraińskie pomagające uchodźcom w nowych, nieznanych i często trudnych sytuacjach. Pomocnym jest to, że są to grupy zrzeszające ludzi z pasją i chęcią do dzielenia się swoim czasem i wiedzą. Ale co jest przede wszystkim ważne, mają dom stowarzyszeń, gdzie wszystkich możemy odnaleźć.






