Ten program to „moc”, choć zgłaszając się do niego nie miałam pojęcia, ba nawet nie zakładałam, że aż tak odmieni moje życie. Kiedy zobaczyłam ogłoszenie o naborze pomyślałam, że jako działaczka w lokalnej społeczności, napływowa nie Kaszubka, kobieta z ogromnym bagażem doświadczeń zawodowych – to może być idealne miejsce i czas na zdobycie umiejętności, które z powodzeniem wdrożę w życie i będzie mi łatwiej zaktywizować lokalne dziewczyny, które mają ogromny potencjał, ale nie odkryty i zmienić coś wokół siebie.
Pierwsze zjazdy to był zachwyt Kaszubskim Uniwersytetem Ludowym, atmosferą, współuczestniczkami, trenerami, opiekunami i bogatą ilością zajęć o tak szerokim zakresie, że czasem dopiero po zjeździe był czas na analizowanie tego wszystkiego co się wydarzyło podczas kolejnych szkoleń i warsztatów. Ale z czasem okazało się, że aby dobrze i aktywnie działać w swojej społeczności trzeba mieć porządek we własnej głowie i zastanowić się nad własnymi wartościami. Nie można zmieniać innych samemu mając mętlik w głowie. Jak sobie uświadomiłam to, to tak mniej więcej w połowie przyszedł kryzys – „co ja tu robię, te wszystkie dziewczyny mają już jakieś sukcesy: KGW, Stowarzyszenia a ja może i mam doświadczenie w korporacjach, ale na ludziach i ich zwyczajach na wsi to się nie znam…” Kryzys został szybko wyłapany przez specjalistki prowadzące zajęcia, to było też cudowne, że mała grupa – kilkunastoosobowa dawała przestrzeń do pracy grupowej i indywidualnej. Po wielu rozmowach nawet tych w kuluarach z prowadzącymi, opiekunami i współkursantkami zmieniłam optykę. Wyłączyłam funkcję – ja idealna, zadaniowa korpokobieta sukcesu na ja kobieta społeczna.
Ten czas kiedy spotykałyśmy się na zjazdach, kiedy uczyłyśmy się zagadnień zgodnie z harmonogramem – dopasowanym idealnie patrząc z perspektywy czasu (tam nie było przypadkowych zajęć) – był też czas na rozmowy, wymianę doświadczeń, czas na bycie w sprzyjającym miejscu z innymi wspaniałymi osobami. Po każdym zjeździe nawet tymi, gdzie miałam wątpliwości wracałam do domu z uśmiechem, wewnętrznym spokojem i energią co nie umykało uwadze mojej rodziny.
Projekt ULKI pojawił się w moim życiu – no właśnie trochę przypadkiem, trochę jako antidotum na sytuację życiową/zawodową miał rozwinąć umiejętności do działania w społeczności, lokalnie a wywrócił życie do góry nogami. Nie zrezygnowałam z działania na rzecz mojej lokalnej społeczności jako radna sołectwa jednak ilość kontaktów dała mi możliwość działania szerzej. Miałam nawet przez chwilę pomysł kandydowania na sołtyskę lub do Rady gminy ale to jeszcze nie jest ten czas i nie dlatego, że brakuje mi wiedzy czy umiejętności, ale dlatego, że nie jestem w stanie oddać się tej sprawie na 100%, co nie zmienia faktu, że stałam się pilnym obserwatorem i merytorycznie zwracam uwagę lokalnym politykom na ich niechlujstwo lub braki. To także dzięki wiedzy zdobytej w ULKA-ch złożyłam w tym roku wniosek do Akcji Ogólnopolskiej Masz Głos, który wspiera ludzi chcących działać lokalnie i dla dobra otoczenia. Dostałam się do programu, razem z drugą ULKĄ zresztą. Ulki dodały wiatru w skrzydła nie tylko mojej działalności społecznej, kulturalnej ale też twórczej bo miałam okazję zweryfikować swoje poglądy na tworzenie rzeczy i prowadzenie warsztatów, to wreszcie zaczęło działać. W ramach programu zajęć poznałam wiele zasad pracowania nad sobą, nad realizację wyznaczonych planów, czy technik osiągania celów, które można zastosować do każdej dziedziny życia.
O tym czym były dla mnie ULKI mogłabym opowiadać długo, zmienił ten projekt w moim życiu wszystko poza rodziną i miejscem gdzie mieszkam na szczęście. Zmienił przede wszystkim mnie, cieszą mnie małe rzeczy, nie najważniejsze są tabelki i wyniki, cieszy mnie przyroda i ludzie, którzy mnie otaczają, raduję się kiedy moje wyjątkowe koleżanki ULKI osiągają sukcesy. Dalej między sobą utrzymujemy kontakt i jesteśmy takimi „siostrulkami”, wspieramy się, chwalimy, gratulujemy a jak trzeba prostujemy. KUL i jego atmosfera oraz ULKI sprawiły, że całkiem inaczej patrzę na każdy aspekt w życiu, ja wreszcie żyję i czerpię z tego życia garściami, a nie schematycznie jak chomik na kołowrotku wykonuję czynności i gonię króliczka.
Każdej kobiecie ze swojego otoczenia jak tylko pojawi się kolejna edycja wskażę to miejsce bo to nie może się nie udać i przemiana wydarzy się w każdej kobiecie, która choć przez chwilę poczuję moc ULEK i KUL.
Wiem dla czytelnika może to brzmieć jak zaczątki sekty i uwielbienia na wyrost, ale ja po sobie wiem, że ten projekt zmienił wszystko. Przed kursem mówiłam: żadnej pracy dla kogoś, zajmuję się tylko własną marką rękodzielniczą no i rodziną, a jak się okazało ja nawet tym się nie zajmowałam w zgodzie ze sobą tylko powielając schematy i stereotypy wyniesione z domu i dotychczasowego życia. Teraz ze świadomością pracuję dla kogoś, ale na zasadach, które mi odpowiadają i nie kolidują z moimi innymi działalnościami. Tworze swoją markę rękodzielniczą, ale nie tylko dla znajomych i ich znajomych tylko na szeroką skalę. Prowadzę warsztaty w różnych miejscach i dla różnych grup co daje mi możliwość poznawania kolejnych osób. Współpracuję z organizacjami z sektora NGO, prowadzę szkolenia i dzielę się swoją wiedzą sprzedażową i marketingową zdobytą w korporacjach. A teraz najważniejsze, wreszcie mam czas i siłę oraz chęci dla rodziny. Nikt nie cierpi z mojego napiętego kalendarza, a przede wszystkim ja sama jestem szczęśliwa.
Uniwersytet Dla Kobiet Aktywnych to zbyt wąskie określenia dla tego potężnego kursu wpływającego na Świat zaczynając od jednostki – czyli od kobiety właśnie.
Magdalena Januszczyk – Łabacka






