W naszym modelu demokracji partycypacja oznacza dialog, aktywne uczestnictwo w rozmowie, zabieranie głosu, wypowiadanie swojego zdania. Demokracja to deliberacja zakończona aktem głosowania. W deliberacyjnej demokracji sukcesem jest przekonanie innych do swojego zdania i wykorzystanie siły argumentów do doprowadzenia do powszechnej zgody, albo przynajmniej uzyskania większości dla swoich racji. Stąd też przekonanie, że trzeba rozmawiać, aby się porozumieć.
Z pośród dostępnych i promowanych narzędzi partycypacji większość opiera się właśnie na dyskusji. Zarówno konsultacje społeczne, jak panele obywatelskie czy inicjatywa uchwałodawcza są formami poszerzenia naszej społecznej agory i pozwolenia osobom podejmującym decyzje usłyszenie szerszego spektrum opinii. Wyjątkiem jest tutaj inicjatywa lokalna, gdzie to nie wymyślanie projektu czy przekonywanie innych do swoich racji, lecz działanie stanowi sedno wspólnotowego działania.
Nadmiar deliberacji, szukanie wspólnego językowego pola porozumienia prowadzi nieraz do nadmiaru dyskusji, nazywanej koszmarem partycypacji. Alternatywą dla świata powszechnej zgody jest ucieczka w mikro światy – ideowe bańki społeczne lub stworzenie agonistycznej sfery publicznej, gdzie konfliktowe tezy współistnieją poszerzając nasze spektrum poznania. Niezależnie jednak czy chowamy się w obszarach jednomyślności czy wolimy poruszać się po przestrzeniach, z których jest zgoda na rozbieżność zdań, to w każdym z tych wypadków uznajemy prymat języka jako głównego narzędzia porozumienia.
A przecież wiemy, że język nas zwodzi. Zdarza nam się brać udział w rozmowach, gdzie mimo dobrych chęci, słowa – zamiast nas łączyć – dzielą. Używając konkretnych pojęć podłączamy do dyskusji całe systemy znaczeniowe, narosłe przez lata niuanse społeczne dające kontekst danym sformułowaniom. Zaciągamy do działania przeszłe i obowiązujące światy społeczne, niekoniecznie celowo, a co gorsza nie zawsze w pełni tego świadomi. Odpalamy całe uniwersa kulturowe, nawet jeśli do rozstrzygnięcia są kwestie prozaiczne i pozornie mało konfliktowe. Zupełnie jakby w rozmowie grupy osób, poza nimi, obecne były armie złożone z duchów przodków i przodkiń, wspomnienia własnych doświadczeń, oczekiwania społeczne, w tym napięcia w naszej grupie towarzyskiej. To właśnie dlatego jedno nieostrożne słowo może podzielić życzliwe sobie osoby, wbrew ich oczekiwaniom. Słowa jak miecze potrafią tworzyć rany, które trudno zagoić. Dzielą tym mocniej, im bardziej wierzymy w sprawczą siłę języka i potencjał tej formy komunikacji.
Język, który łączy ludzi podobnych sobie, stoi nieraz na przeszkodzie zawierania sojuszy z osobami różniącymi się od nas. Dlatego kiedy dochodzi do styku różnych kultur lub środowisk, powinniśmy być szczególnie podejrzliwe wobec własnych ocen bazujących odniesieniach językowych. Język będący włączający i przejrzyście bezpieczny dla jednych – może stać się wykluczający dla innych. Możemy poczuć się urażone nadmiernymi uproszczeniami odwołującymi się do stereotypów albo – z drugiej strony – niepotrzebnie zawiłymi formatami językowymi, które uniemożliwiają nadanie siły swojemu głosowi osobom nie obytym z daną kulturą dyskusji czy środowiskową nowomową.
Dobrze o tym wie młode pokolenie aktywistek klimatycznych, które otwiera się na współprace ze wszystkimi osobami, które odczuwają negatywne skutki zmian klimatu. Działaczki zadają sobie pytanie na ile neutralny płciowo język, który dla nich jest bezpieczny, emancypujący i włączający może powodować poczucie odosobnienia ze strony ich potencjalnych sojuszników, na przykład antysystemowych rolników[1]. Podobnie pytanie stawiałyśmy sobie kilkanaście lat wcześniej jako działaczki ruchu feministycznego podczas strategicznej współpracy z górniczymi związkami zawodowymi. Wtedy potencjalnymi punktami zapalnymi były rzucane pół żartem pomysły panów, żeby symbolem lewicy była kobieta z odsłoniętą lewą piersią.
Udaną próbą wyjścia poza konfliktogenny wymiar języka była też strategia Kongresu Ruchów Miejskich, gdzie receptą na potencjalne spore kwestie było poruszanie się w obszarze „narracji konkretnej”. Zamiast toczyć ideologiczne spory, skupialiśmy się na materialności miast i namacalnych obiektach walk o prawo do miasta – takich jak drzewa przeznaczone do wycinki, wykluczająca pieszych i rowerzystów infrastruktura czy tereny zieleni zagrożone zabudową deweloperską. Bycie blisko postrzegalnej zmysłami przestrzeni pozwalało na zawieranie strategicznych sojuszy, aby uchronić to, co uznawaliśmy za wspólną wartość. Nie likwidowało to spornych kwestii, lecz odsuwało je w czasie na tyle, aby móc współpracować mimo oczywistych wyraźnych i łatwych wyartykułowania różnic poglądów pomiędzy poszczególnymi osobami. Najważniejsze było krótkoterminowe, bardzo praktyczne zaangażowanie w obronę wspólnego terytorium. Przyjaciół rozpoznawaliśmy w boju o prawo do miasta. Po ponad dziesięciu latach, spory ideologiczne są nadal żywe, za to przestrzeń naszych miast znacznie bardziej przyjazna.
Docenienie praktyki to dobra strategia nie tylko na nieoczywiste sojusze, ale na czasy niepewności. W dobie cyklicznych kryzysów, które podważają znane strategie radzenia z otaczającą nas rzeczywistością sama rozmowa to za mało. W świecie, który tak szybko się zmienia bazując jedynie na języku skazujemy się na opóźnione rozwiązanie. Nie mamy komfortu, żeby te przemiany dogłębnie przeanalizowować, przedyskutować i opisywać – musimy działać. Często po omacku. Poruszamy się jak we mgle pozbawieni znanych nam punktów odniesienia. Dyskusje o tym, co zdarzy się w najbliższej przyszłości mają wymiar czysto spekulatywny, bo tak naprawdę nikt z nas nie wie, jaka będzie przyszłość. Ona dopiero się tworzy. Można albo czekać co nadejdzie i poddać się poczuciu bezsilności – albo działać. Aktywne poznawanie rzeczywistości pozwala na sprawdzenie, na ile trafna jest nasza diagnoza rzeczywistości. Nieraz może się okazać, że źle określamy główne punkty oporu. Co więcej, działając wspólne – zwłaszcza z osobami różnymi od nas – prototypujemy świat nie tylko w oparciu o własne kompetencje, ale również o cudze. Jako zbiorowości widzimy więcej, mamy lepsze pomysły i możemy je szybciej testować.
Pro typowanie rozwiązań i nawiązywanie porozumienia w działaniu pozwala nam nie utknąć w jałowych sporach, tylko powoli poruszać się w obranym kierunku. Dlatego jeśli chcemy szukać wskazówek – jak i z kim działać, to lepiej zwrócić się do teoretyków i teoretyczek idei, socjolożek i filozofów, lecz do innowatorek i innowatorów. Tu znów na przód wysunie się rada, aby nie tylko dyskutować, ale również działać, a ciągłe testowanie hipotez i weryfikowania ich przez praktykę uczynić swoją metodę działania. To podejście łączące wizję lepszego świata, z koniecznością kompromisu to działanie protopijne. Protopia to krok w stronę oczekiwanego scenariusza, osiągalna wersja, lepszego wariantu przyszłości[2]. Nie tylko wymyślanie, ale również – praktykowanie zmiany, traktowane jako równorzędne narzędzie poznania. Protopia sprowadza ogólne wizje na poziom konkretu, bo o ile utopia zaprzęga do działania nasz umysł, to protopia angażuje nasze ciała. Pozwala rozpoznać w działaniu zarówno szerszy kontekst i niewidoczne z perspektywy intelektualnego modelowania zależności, jak i siebie nawzajem.
Praktyka weryfikuje nie tylko pierwotne założenia, ale również nasze słabości i potencjały. Działając wspólnie – to dobra okazja, że sprawdzić z kim można nie tylko zgodzić się w dyskusji, lecz również coś wspólnie stworzyć. Nawet jeśli nie wszystko się udaje zrealizować, to możemy lepiej zrozumieć, co stanowi przeszkodę i zmodyfikować nasze działania przy kolejnym podejściu. Udana współpraca, zarówno jak poniesiona porażki tworzy wspólnotę doświadczenia, która może stworzyć nowe relacje. Staniemy się dla siebie znanymi sobie ludźmi. Będzie pomiędzy nami pewna więź porozumienia, która osadzi się nie tyle w języku (chociaż i to możliwe), lecz w naszych ciałach.
Przejście z dyskutowania do praktyki, to również zmiana podejścia do samego postrzegania przyszłości. Debatując kierujemy uwagę na konkretny cel, a tok wywodu prowadzi nas do niego prostą drogą. W protopii, rozwój nie odbywa się po jasno wyznaczonej linii, lecz po spirali, gdzie praktyka jest równoważnym elementem poznania dla rozmowy i towarzyszącego jej abstrakcyjnego myślenia. Działając testujemy hipotezy, a nasze ciała podpowiadają nam kolejne rozwiązania. W końcu nieraz jak zaczynamy coś robić przychodzą nam do głowy nowe pomysły, które są bezpośrednią konsekwencją wykonywanych ruchów. Dają sobie przestrzeń do porozumiewania się na poziomie gestów i wspólnych aktywności wykorzystujemy pełen potencjał naszych ciało-umysłów.
Ta protopijne metoda i stawanie małych kroków na drodze do wzajemnego porozumienia pozwala nam wyjść poza własne uprzedzenia i dać sobie wzajemnie czas, aby oswoić się w cudzą odmiennością. Gesty i słowa, które w pierwszym kontakcie nas odstraszają, z czasem powszednieją i tracą na wyrazistości. Działa również efekt czystej ekspozycji – lubimy to, co znamy. Można więc powiedzieć, że wspólne działanie – pozbawione językowej wymiany – to nieraz warunek do tego, żeby w ogóle móc się porozumieć.
Poznając się przy konkretnych wyzwaniach mamy szansę na to, żeby stworzyć więzi i zbudowanie zaufanie, których nie podważą łatwo retoryczna sztuczka czy ideologiczny slogan. Porozumienia wypracowane we wspólnym działaniu są oparte na znacznie silniejszym fundamencie niż intelektualne sojusze. Więc może czasami zamiast próbować dojść do językowej zgody, warto wspólnie zrobić jaką nawet niewielką rzecz, na której zależy nam wszystkim. Potem łatwiej będzie również rozmawiać.
Joanna Erbel – socjolożka, ekspertka do spraw mieszkaniowych. Dyrektorka ds. protopii CoopTech Hub, członkini Zarządu PLZ Spółdzielni. Członkini Rady Fundacji Rynku Najmu. Autorka książek Poza własnością. W stronę udanej polityki mieszkaniowej (2020) oraz Wychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze (2022). Współpracowniczka Fundacji A/typowi, działającej na rzecz neuroróżnorodności.
[1] Wypowiedź Ewy Wielewskiej w trakcie debaty, Kto uratuje Świat? – panel dyskusyjny młodych aktywistek klimatycznych, Zofia Krajewska, Janina Repeka, Ewa Rewers, Ewa Wielewska, prowadząca – Karola Kosecka, Krytyka Polityczna, 1 września 2022 r., nagranie dyskusji dostępne pod linkiem: https://www.facebook.com/events/7823160367757845 [dostęp 06.08.2023].
[2] Pojęcie „protopii” ukuł teoretyk technologii Kevin Kelly. Więcej: Kevin Kelly, Protopia, 19 maja 2011, https://kk.org/thetechnium/ protopia/ [dostęp 06.08.2023] oraz Joanna Erbel, Wychylone w przyszłość jak zmienić świat na lepsze, Wysoki Zamek, Kraków 2022.






